tak więc nie śpię bo pracuję, przenoszę z foxy na foxy, serwer proxy i inne badziewia. czubek pastelowej góry lodowej, a już mam dość. choć z drugiej strony czym bym się miała dziś zająć..?
[przestaję krzyżować ręce i odsłaniam trochę siebie]
czuję się ostatnio raczej gruba, "raczej" bo mam jeszcze etapy w sam raz;
w tej chwili mi nijako, nie mam na nic ochoty, żadnych szczególnych pragnień; patrząc ogółem zaczynam bać się marzeń, w tym roku one nie, no jakoś się nie spełniają.
w przypływie energii chcę iść do collegu, zrobić foto/stylizo/deko kurs, żeby mieć coś nowego pod curriculum wpisać, ale tego też się boję, no że po tym też nic i nikt.
po uświadomieniu sobie własnych zarobków 'na czysto' wystąpił u mnie klasyczny syndrom zaprzeczenia i tak subtelnie przenosimy się do zapytania czy ktoś coś może. boli gdy papier ma znaczenie, a właściwie jego brak. naoglądałam się bajek disneya i jakaś część mnie wierzy, że ktoś da mi to z tytułu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
ślad atramentu