jestem w sobie, we mnie, myślę.
bycie w drodze jest nie dla mnie. samoloty autobusy i przesiadki. lubię już być na miejscu. zwłaszcza tym właściwym.
czas 10 dni upłynął błyskawicznie, bieszczady zwłaszcza. zatęskniłam za lasem, własną sałatą i bosymi stopami od progu. tymczasem nie mamy nawet balkonu. znoszę to nieźle, choć otwarte okna nie wystarczają. zasadziłam więc zioła w trzech białych doniczkach, rozsadziłam lawendę do tej podłużnej, cynkowej. na lodówce zamiokulas zamiolistny [tak, serio], kilka tygodni i trzeba będzie przesadzić do większej doniczki. poza tym siedzę w koronkowej bieliźnie, temperatura jest idealna, światło idealne. mimo zamkniętych drzwi słyszę pranie. pralkę. pobiera wodę. poszłabym nad rzekę.
mieszkanie może być maleńkie byleby funkcjonalne i z ogrodem. ogródkiem no. miejscem na leżak, na grilla, mały stolik, kilka krzeseł, lemoniadę w szklanym dzbanku i jakimś owocowym drzewem. pod nim koc. na kocu Ty i książka. ja w pobliżu.
kochałeś się kiedyś w zbożu..?
mam klucz ptaków na przedramieniu i pachnę kilkoma zapachami; dwa męskie, trzeci przesłodki, za słodki, niby damski, cukierniczy. wybieram ten męski, z wierzchu dłoni, chłonę. coś w nim jest.
poza tym pracuję. ciężko.
wciąż oczekuję zmiany, przeskoku, ale nie tak nachalnie. pragnę. potrzebuję. w końcu musi nadejść. inaczej ukruszę się w środku.
niedziela spędzona z panną S.. kiedy to po kilku godz. spogląda się na zegarek i nie wierzy. "monte" z mlekiem, na ławce w parku; naleśniki, ciasta, kawy. dzień cudownych przyjemności. dziękuję. [i nadal czekam na list =P ]
siedzę i pachnę.
rybką. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
ślad atramentu