mam doła, naciągnięty mięsień po raz kolejny i zostałam odesłana do domu po dwóch i pół godzinach.
reklama na google to pazerny pasibrzuch - pożera nasze oszczędności nie dając nic w zamian. wysyłam aplikacje jak głupia, nie ma odzewu; w tym metaforycznym sensie kurzy mi się aparat za milionpięćsetstodziewięćset i obiektywy za drugie tyle. zjadają mnie wyrzuty sumienia. irracjonalne ale jednak. nie wiem co mogę zrobić lepiej. inaczej.
zgłosiłam się nawet na fotografowanie w nocnych klubach kilkadziesiąt mil stąd, rozważam fotografie na porodówce. no jestem sfrustrowana. no.
zdołowana i pod ścianą.
life sucks.
namiętnik zamienia się w WYŻALNIK .. ;/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
ślad atramentu